Taką prawdę głosi prawie każda książka dotycząca inwestowania. Tnij straty, pozwól zyskom rosnąć.
I właśnie podczas sytuacji, takich jakie możemy obserwować ostatnio na giełdach, podczas spadków, które nie wydają się już być zwykłą korektą w trendzie wzrostowym rodzą się pytania:
- "jak się zachować".
- mam akcje i co? mam je sprzedać z niewielką stratą i uciekać z rynku czy co mam robić?
Co więc robić?
Na to pytanie nie ma prostej odpowiedzi.
Wiele osób inwestując na rynku podczas dominacji byka zapomina że inwestowanie to też ryzyko. Podczas hossy każdy potrafi kupić akcje a po tygodniu, dwóch +10% i tak jeden, drugi i kolejny raz. Zarabiać jest łatwo, gorzej tracić.
Pojawia się strata, cena akcji spada i nic nie zapowiada odbicia i powrotu do wzrostów. I wtedy się budzimy z akcjami i nie wiemy co robić.
Dlatego zawsze należy pamiętać o jednej z najważniejszych zasad w inwestowaniu:
PLAN!
Plan w którym przed zakupieniu instrumentu określimy sobie:
- kiedy sprzedamy akcje jak będą tanieć i pojawi się strata?
- jaki zysk nasz interesuje?
Te wartości muszą być określone PRZED otwarciem pozycji. Nigdy w trakcie. Najlepiej je spisać na papierze, aby potem nie zapomnieć i nie zmieniać podjętych decyzji.
Tutaj pojawia się kolejna sprawa, czy psychicznie jesteśmy do tego gotowi? Wiele osób potrafi zostać sparaliżowanych i nie potrafi podjąć decyzji i sprzedać papierów, jednostek funduszy kiedy jest na to pora. Tłumaczą to sobie na wiele sposobów, bo przecież wzrośnie, bo ja nie mogę tracić itd. I nie sprzedają akcji, funduszy itd. A strata rośnie z każdym kolejnym dniem. Emocje nieodłącznie nam towarzyszą podczas inwestowania i musimy siebie poznać i wiedzieć jak będziemy reagować kiedy pojawi się strata. I tutaj niestety rachunek demo, czy gra giełdowa nam nie pomoże.
A teraz jaki poziom najlepiej określić do wyjścia z inwestycji jeżeli nie pójdzie ona po naszej myśli?
Tutaj nie ma dobrej odpowiedzi, należy pamiętać o kilku sprawach:
- im większa strata tym znacznie większego zysku potrzebujemy aby wyjść na zero:
Dlatego zwyczajowo uważa się stratę do 20% za akceptowalną (szeroki stop)
- jeżeli nasza pozycja dominuje w portfelu to strata 20% może może mieć duże przełożenie na cały portfel i powinniśmy zamykać tą pozycję wcześniej niż później. Zwyczajowo mówi się o stracie nie większej niż 2-3% kapitału z całości portfela.
Zasady te opisałem szerzej w tym poście.
Wróćmy natomiast do pytania czy zawsze należy ciąć straty np. przy tych 20%? Moim zdaniem pojawiają się sytuację kiedy możemy sobie pozwolić na nie zamykanie pozycji. Kiedy więc i dlaczego możemy sobie pozwolić na ominięcie tych "świętych" zasad inwestowania?
Kiedy inwestujemy w konkretne spółki. Spółka spółce nierówna i nie wszystkie spadają tak jak średnia rynkowa. Dlatego przy niektórych spółkach możemy sobie pozwolić na odejście od cięcia strat.
Nie powinniśmy sprzedawać akcji spółki tylko dlatego że cena jej spada. Wyobraźcie sobie następującą sytuacje. Jesteście właścicielami firmy i codziennie dostajecie maila od jakiegoś gościa, który codziennie proponuje wam inną cenę udziały w Twojej firmie. Czy zdecydowałbyś się na sprzedaż udziałów, tylko dlatego że ich cena spadła załóżmy o 20% od ceny po której je nabyłeś? Nie sądzę, zwłaszcza jeżeli wiesz że firma przynosi zyski.
Zmiana ceny ma znaczenie do podejmowania decyzji inwestycyjnych wtedy, kiedy spekulujemy na giełdzie. W Polsce większość transakcji na giełdzie to nadal transakcje spekulacyjne, polegające na próbie zarobienia bo cena może wzrośnie (niekiedy bo może spadnie). Spekulacja nie jest zła, jednakże z ideami które stoją za rzeczywistym inwestowaniem ma ona niewiele wspólnego.
Dlatego jeżeli kupiliśmy spółkę, która ma stabilny biznes i informacje z niej napływające nie są niepokojące to nie ma co sprzedawać tylko dlatego że jej cena spada.
Rynek kapitałowy ma postać wahadła - waha się od hurra optymizmu, gdzie ceny akcji są całkowicie oderwane od rzeczywistości i wtedy należy sprzedawać akcje (szczyty hossy gdzie ceny wielu spółek były 20-30 krotnościami ich zysków) aż po skrajny pesymizm gdzie ceny akcji są skrajnie niskie będące czasem jednokrotnością bądź kilku krotnością ich rocznych zysków. I wszystkie spółki podlegają wpływowi tego wahadła. Od spółek śmieciowych, które nie są w stanie poradzić sobie w zmieniającej się rzeczywistości, aż po spółki stabilne i zrównoważone które działają jak dawniej przynosząc zyski, a cena ich spada z całą giełdą.
Problemem naszej giełdy jest to że większość największych spółek jest w WIG20 i tutaj nie ma większego znaczenia czy spółka zarabia czy traci, a jej cena w większości zależy od spekulantów i nastrojów na światowych rynkach. Spółki z WIG5 (teraz to jest dokładnie WIG6) tańczą tak jak zagraniczne rynki im zagrają, Stąd takie kuriozalne ceny jak KGHM po 20 złotych, czy Lotos po 8 złotych.
Jeżeli kupiliśmy akcje nie dlatego że na wykresie wyszło że może wzrosło, ale ze względu na dochody generowane przez spółkę, jej kadrę zarządzającą i rzeczywistą politykę na przyszłość, to możemy sobie odpuścić spoglądanie na jej cenę i cieszyć się życiem.
Nie chodzi tu o udowadnianie racji że moja spółka jest the best i nie spadnie i kopanie się z rynkiem, ale o zdrowy rozsądek, którego wiele razy na giełdzie brakuje.
Posłużmy się tutaj cytatem z APP Funds:
Jeżeli spółka zarabia powiedzmy milion złotych, czy da się z tego zrobić 10 albo 100? W perspektywie wielu lat na pewno tak. Podobnie może wzrosnąć wartość akcji.
A PGE z 3,5 mld zł da radę skoczyć do choćby 10?
PGE raczej nie da skoczyć z zyskiem do 10 mld zł, ale też trudno im będzie spaść z tym zyskiem do np. 2 mld zł. Jeżeli koszty będą rosnąć to podwyższą i cenę energii, a dzisiaj spróbuj żyć bez prądu. Niewykonalne prawda? Dlatego ta spółka zawsze będzie przynosić dochód i naprawdę prawdziwa rewolucja w technologi będzie musiała nastąpić aby te zyski wyparowały. A z rewolucjami w dzisiejszym świcie jest tak, że nawet jak ktoś opanuje zimną fuzję to minie kilkanaście lat co najmniej zanim będzie ona powszechnie stosowana i wyprze tradycyjną energetykę. A może to właśnie PGE będzie pionierem w zimnej fuzji?:)
Dlatego akcje które mam na IKE nie będę sprzedawał tylko dlatego że ich cena spada. Problemy z deficytami państw to nie jakaś nowość, a to co obecnie widzimy to odpływ kapitału spekulacyjnego i panika maluczkich.