Budapeszt najsłabszą giełdą regionu.
Ogólnie opisywana jest tam sytuacja na giełdzie węgierskiej, która poprzedniego dnia straciła 2,9%. To dużo, szczególnie w porównaniu do innych giełd tego regionu. Wszystko fajnie, jednakże dla mnie ekscytowanie się dziennymi wahaniami kursów jest bez sensowne o ile nie jesteśmy zapalonymi day traderami. Natomiast dal większości inwestorów day trading jest prostą drogą do bankructwa. Szczególnie że zamysłem giełdy (jak i ogólnie rządu) jest rozpowszechnienie idei rynku kapitałowego w Polsce (poprzez np. akcjonariat obywatelski).
Jednakże moim zdaniem taki sposób pisania o giełdzie jest sprzeczny z ideą postawioną wyżej. Jeżeli akcjonariat ma być obywatelski to oznacza, że na rynku będą ludzie, którzy będą raczej inwestować tam swoje oszczędności, a nie bawić się spekulacją by zarobić tu 5% a tam 3%. Nie twierdzę że należy kupować i trzymać spółki przez lata. Jednakże eksponowanie dziennych zmian kursów pobudza tylko spekulację.
A dlaczego gazety jednak tak o tym piszą?
- bo jest to medialne - ludzi nie interesuje stabilne 10% zysku w rok. Ich interesuje najbardziej 20-30% w jeden dzień. Ludzie się naczytają o takich przypadkach, a potem płacz bo zamiast rekordowych zysków mają stratę. Przykładem niech będą pakiety po 935 akcji lecące non-stop na Tauronie i masowa histeria i płacz w latach 2007-2009.
- bo działa to korzystnie na interes giełdy. Pamiętajmy że giełda to nie organizacja charytatywna, a spółka, która ma zarabiać. Dla giełdy każda transakcja jest dodatkowym zyskiem (pochodzącym z prowizji od BM). Więc im więcej transakcji tym większe przychody i zyski giełdy.
A tymczasem wracając do giełdy węgierskiej jako najsłabszej w regionie, spójrzmy na ten wykres:
A podobno żyjemy w krainie dobrobytu i jesteśmy zieloną wyspą.